Fundacja Pasja

Oprawca wyrzucił dwa chore kocury! Białaczka od dawna wyniszczała organizm Tadzika, a Miki… Miki potrzebuje pilnej pomocy!

 Prosimy Cię o pomoc!

ZAPISZ SIĘ DO NASZEGO NEWSLETTERA!






Oprawca wyrzucił dwa chore kocury! Białaczka od dawna wyniszczała organizm Tadzika, a Miki… Miki potrzebuje pilnej pomocy!

Znaleźliśmy go mroźnego ranka, tuż koło naszej fundacji.  Choć szliśmy szybkim krokiem w jego stronę, on nie uciekał. Nawet nie wstał. Wytrzeszczył tylko jeszcze bardziej i tak już wytrzeszczone oczy. Nie było na co czekać. Kocur był w tragicznym stanie.

Podnosząc go z zimnej ziemi, ten tylko wydał  żałosne jęknięcie na znak, że każdy ruch bardzo go boli. Gdy usłyszałam to rozżalenie w jego głosie, sama odczułam wewnętrzny ból.

Jadąc do weterynarza, patrzyłam na głęboko i głośno oddychające zwierzę, zasmarkane i w bardzo złej kondycji, nie mające już sił, by nawet lekko się poruszyć. Pochylając się wtedy w stronę kocura, powiedziałam z otuchom w głosie „ Tadek, jeszcze będzie dobrze. A tymczasem, przepraszam Cię za tego cholernego człowieka, jakiego musiałeś spotkać na swojej drodze. To nie ty, a on powinien tak cierpieć, Tadziu moja biedulko”

Myślałam, że gdybym kiedyś spotkała tego zwyrodnialca, który jak śmieci pozbywa się potrzebujących zwierząt, sama nie wiem, jakbym się zachowała… czy byłabym opanowana, znalazłabym w sobie choć trochę wyrozumiałości i współczucia!? Pomimo tego, że brzmi to źle, myślę że nie, bo jak można zapomnieć o czynach takiego człowieka- czy on, pozbywając się chorego kota, miał w sobie jakieś ludzkie odczucia, choć trochę sympatii, jakiejś choćby wyuczonej moralności!? Myślę, że takich rzeczy nie robi się bez sadystycznego usposobienia i bez czystej premedytacji.

U weterynarza zrozumiałam, jak wiele Tadzio wycierpiał. Jak wiele i jak długo… zrozumiał prawdziwie, dlaczego nawet nasz dotyk był dla niego tak bolesny… niestety, po wynikach krwi i diagnozie zrozumiałam też, że pomimo mojej wielkiej determinacji i słów wcześniej do Tadzia wypowiedzianych, kocurowi nie da się już pomóc.

Kot w agonalnym stanie był od dawna- zabijała go nieleczona białaczka, która była już w bardzo zaawansowanym stadium. Weterynarz kiwając jedynie smutną głową, stwierdził z przykrością, że sensowne jest jedynie skrócenie męki biedakowi… że jego organizm jest wycieńczony, że kot nie ma już sił na walkę… I tak, z cieknącymi łzami, trzeba było podjąć się tej trudnej decyzji.

Nie wiem ile czasu trawiła mnie rozpacz, gdy przypominałam sobie pełne bólu jęknięcia ledwo żyjącego Tadzia i jego widok umęczonego ciała, nie wiem ile złości czułam, gdy na myśl przychodził mi obraz tego potwora, który nawet nie pofatygował się, aby znaleźć pomoc dla tego kota… może wtedy,  Tadzik miałby jakiekolwiek szanse na przeżycie. A tak, cierpiał potwornie do samego końca. W życiu nie zaznał najmniejszej ulgi… umarł, wcześnie wyrzucony jak śmieć, spędzając swoją ostatnią noc na mrozie i w cierpieniu.

Wróciłam do fundacji, starałam się przetrawić wydarzenie z koszmarnego ranka, jednak one w jednej chwili wróciły, z podwojoną mocą- w krzakach zobaczyłam równie zasmarkanego i prychającego kota, który najprawdopodobniej został podrzucony z swoim nieżyjącym już towarzyszem niedoli… podeszłam do niego, ten również był dość osowiały, ale widać było, że jest w lepszym stanie. Go również zabrałam do weterynarza i choć na całe szczęście okazało się, że nie ma białaczki, jest poważnie przeziębiony i musi zacząć przyjmować odpowiednie leki i krople do oczu…

W jego oczach widziałam strach. Wciąż nie potrafię tego zrozumieć, po co człowiek krzywdzi, katuje, męczy inną istotę. W tym przypadku dwie. Jaki ma w tym cel lub co chce przez to osiągnąć?! Nie rozumiem i chyba nie zrozumiem już nigdy.

Gdy zostałam z kocurkiem sama i poczułam jego szybko bijące serduszko oraz jego łapkę na swoim ramieniu, nagle zabrakło mi słów, by opisać to, co czuję, bo to tak okropne, że jedni z nas, równie uznający się za człowieka, są tak naprawdę czystym usposobieniem zła…

Nazwałam tego skrzywdzonego czarnulka Miki. I powiedziałam patrząc w jego piękne, ale mętne i chore oczka „Miki, tobie nie pozwolę już odejść za tęczowy most. Po prostu nie. Zrobimy wszystko, abyś żył szczęśliwie kociaku… ty i inne biedulki też”

Potrzebne są fundusze na pokrycie wykonanej diagnostyki, testów oraz dalsze leczenie  Mikusia jak i jego późniejsze utrzymanie. Takie skrzywdzone istoty, nie są pojedynczymi przypadkami- wciąż podrzucane są nam biedulki, które wymagają leczenia i opieki- potrzebna kwota na leczenie oraz utrzymanie Mikiego jak i innych kotów to 5000 złotych.

Nic nie daje większego poczucia szczęścia niż ocalenie istnienia, które patrzy Ci głęboko w oczy wiedząc, jak wiele Ci zawdzięcza. Mikuś potrzebuje Twojej pomocy.

Wprowadź kwotę darowizny



Wesprzyj

Wesprzyj fundacje

Wybierz kwotę darowizny:

Wpłać dowolną kwotę:

Możesz dokonać darowizny  wpisując w tytule przelewu np. “Miki" na numer konta:
Swift/Bic: BPKOPLPW IBAN:
PL: 72 1020 5242 0000 2302 0453 8427

Jeżeli chcesz wiedzieć czy udało się pomóc. Podaj w tytule przelewu swój numer tel. oddzwonimy lub zapisz się do naszego newslettera!